Dziś Kuba do mnie nie przyszedł. Pewnie był zajęty pakowaniem. Nawet Jezus nie był w stanie mnie pocieszyć. Skoro straciłam jego, postanowiłam dojebać swoje życie i stracić wszystkie internetowe znajomości. Adieu.
To koniec.
To koniec tego wszystkiego. Nie wiem czy to wszystko było dobre, czy złe, ale było moje. Teraz trzeba znaleźć nowych ziomków. Takich prawdziwych.
Wyjrzałam przez okno. Niósł bagaże matki. Rozglądał się co chwila niepewnie. Wiedział, że patrzę. Wsiedli to tego wysłużonego Forda, a kiedy kobieta odpaliła auto, nagle się zatrzymało. Ten debil wybiegł z auta i zatańczył najwyraziściej jak się dało nasze przywitanie. Teraz chyba jako pożegnanie. Uśmiechnęłam się i natychmiast z oczu popłynęły mi łzy. Nie wychylałam się zza firanki. Niech tego nie widzi. On teraz jedzie hen za horyzont, rozpocząć nowe, niesamowite życie. Beze mnie.
Cześć Buba. Ciekawa jestem, czy kiedy ktoś cię tak nazwie, to mu na to pozwolisz.